Inteligentny żart, wciągająca intryga i miłość, która zawróci w głowie – „Szpilki za milion” Izabeli Szylko to rozrywkowa powieść na najwyższym poziomie. Książka, która jest jak różowe okulary.

Szpilki za milion? Skąd taki pomysł?

Zobaczyłam takie w Harrordsie w Londynie. Były wysadzane diamentami i niezmiernie kusiły. Ale to od pary głównych bohaterów: życiowego pechowca i dziarskiej emerytki, która lubi porządkować innym życie, zaczęła się tak naprawdę ta historia. Szpilki pojawiły się później. Stały sobie w wielkim, szklanym akwarium z kuloodpornymi szybami. Przyszły dokładnie wtedy gdy myślałam o czymś cennym, o co będą walczyć bohaterowie powieści. Dalej poszło już łatwo.


Takie tytułowe szpilki są Twoim marzeniem czy raczej wybierasz wygodne trampki?

Najważniejsze w życiu są wygodne buty. Szpilki, i do tego złote (!), ale nie za milion, założyłam tylko raz, bo nie miałam innego wyjścia. To było traumatyczne przeżycie, nigdy więcej!

O Szpilkach mówi się, że przypominają komedie Machulskiego i nawiązują do powieści Joanny Chmielewskiej. To książka dla tych czytelników?

To książka dla wszystkich tych, którzy lubią czasem popatrzeć na świat przez różowe okulary. Płeć i wcześniejsze upodobania literackie nie ma tutaj wielkiego znaczenia.

Ale chyba bardziej dla kobiet, bo okładka jest taka różowa..?

Niekoniecznie. Drodzy panowie – kolorem okładki proszę się nie sugerować. Róż po prostu bardziej rzuca się w oczy na półce w księgarni. A diamenty – to najlepsi przyjaciele kobiety. Jeżeli nie możecie im kupić prawdziwych, podarujcie przynajmniej te literackie.

Akcja w książce toczy się dynamicznie jak w najlepszej komedii filmowej, kogo widziałabyś w roli bohaterów?

„Szpilki” początkowo miały być scenariuszem, ale ponieważ już dwukrotnie przerabiałam scenariusz na powieść, postanowiłam tym razem odwrócić kolejność. Gdy ją pisałam w mojej głowie Ziutą była Stanisława Celińska, Lolą Marini Katarzyna Kwiatkowska – aktorka z wielkim, niewykorzystanym potencjałem komediowym – jej parodie Dody w programie Szymona Majewskiego były mistrzowskie. Niestety, Jacek Sparowski, główny bohater, pozostał nieobsadzony. Jest tylu świetnych polskich aktorów – nie potrafiłam się zdecydować.

Czy przypadkiem Jacek Sparowski i pewien urokliwy pirat (Jack Sparrow) mają coś ze sobą wspólnego?

Charakterami różnią się dość zasadniczo, ale obaj są na swój sposób ujmujący. Johnny Depp w roli Jacka Sparowskiego? To by było prawdziwe wyzwanie.

Książka szybko zyskuje sympatię czytelników i ma opinię takiej, którą się czyta na raz, czego według Ciebie to zasługa?

Jeśli rzeczywiście czytelnicy mają pozytywne odczucia, to chyba znaczy, że fabuła została skonstruowana jak należy, że każde wydarzenie prowokuje następne. Nie wystarczy, żeby rozdziały były krótkie, wszystkie powinny kończyć się tak, żeby czytelnik natychmiast chciał przewrócić kartkę, aby dowiedzieć się, co będzie dalej. Trochę humoru nie zaszkodzi, a sympatyczni bohaterowie, którym kibicujemy w osiągnięciu celu bardzo w tym pomagają.

Co jest tym magicznym składnikiem, który sprawia, że czytelnik wybucha śmiechem?

Myślę, że podejście. Przede wszystkim trzeba mieć szacunek do czytelnika. Nie można mu podrzucać najprostszych rozwiązań. Najłatwiej obśmiewa się ludzką głupotę i wielu autorów, niestety, idzie tą drogą.
Ale, jeśli bohater jest głupi jak but i nie wyciąga żadnych wniosków, to ja nie bardzo mam ochotę, żeby o tym czytać. Bez większego wysiłku wymyśla się też sytuacje absurdalne, bo one już z założenia są śmieszne. Inteligentny czytelnik wymaga jednak, aby opisywane sytuacje nie tylko go bawiły, ale również mieściły się w granicach prawdopodobieństwa; humor może mieć charakter slapstickowy, ale dobrze też, żeby był podszyty ironią i prowokował do refleksji. Trzeba po prostu założyć, że czytelnik jest mądrzejszy od nas.

Przyznaj szczerze, sama uśmiechałaś się pisząc humorystyczne sceny?

Zabawne sytuacje powinny przede wszystkim rozweselać czytelnika, ale najpierw powinny wydać się śmieszne autorowi, żeby uznał, że warto je opisać. Nie chciałabym być takim modelowym opowiadaczem dowcipów, który jako jedyny śmieje się z własnych żartów, ale muszę się przyznać w największej tajemnicy, że kiedy czytałam tekst po pierwszej korekcie, zdarzyło mi się uśmiechnąć nie raz.

Poczucie humoru to jest coś z czym się rodzimy? Czy może trzeba je wyćwiczyć?

Hmm… poczucie humoru to nie jest umiejętność, którą można zdobyć w szkole, a szkoda. Świat byłby wtedy dużo weselszy. Jest to dar, który ktoś otrzymuje od losu albo nie. Ale na skrzypcach też nie każdy nauczy się grać. Można ćwiczyć latami, ale po co? Nigdy nie dojdzie się do perfekcji, która innym przychodzi bez większego trudu. Lepiej być świetnym dekarzem, niż skrzypkiem na dachu.

Podobno ludzie, którzy rozśmieszają innych zawodowo, w towarzystwie sami są ponurakami, a Ty?

Siedzę w kącie, łypię okiem, podsłuchuję i nagrywam na szarym dysku. Kompletnie nie potrafię opowiadać dowcipów. Kiedy opisuję jakieś zabawne sytuacje mam czas, żeby wszystko przemyśleć, poukładać tak, aby był i jakiś suspens, i wyrazista pointa. Na żywo tak nie potrafię. Najlepsze riposty przychodzą mi do głowy, jak już nie ma komu odpowiadać, bo wszyscy dawno wyszli. Naprawdę, lepiej mnie czytać, niż słuchać. Jestem oazą spokoju, ale do czasu. Bardzo długo potrafię trzymać nerwy na wodzy, ale jeśli coś mnie naprawdę wkurzy, to wtedy rosną mi kły.

Gdzie piszesz? W domu czy raczej w kawiarni?

O nie, nie potrafiłabym pracować w kawiarni, ani w żadnym innym miejscu publicznym. Wszystko mnie rozprasza. Nawet w domu, gdy jestem tylko z rodziną, ciężko mi się skupić. Nie pomaga mi zamknięcie drzwi. Żeby pisać muszę zostać sama ze sobą (no, ewentualnie z psem). Wyjeżdżam na tydzień do domku w lesie i wykonuję program maksimum – piszę kilkadziesiąt stron. Dłużej niż tydzień w tym tempie nie daję rady. Trzeba wrócić do rzeczywistości i zregenerować się wśród ludzi.

szylko

Z Izabelą Szylko rozmawiała Izabela Janiszewska.